Na początek trochę statystyk. Ukraina to kraj o powierzchni 603 tysięcy kilometrów kwadratowych. Jest zatem prawie dwukrotnie większa od Polski. Mieszka tam około 45 milionów ludzi – o 7 milionów więcej, niż w Polsce. Od kilku miesięcy kraj położony na skrzyżowaniu kultur Wschodu i Zachodu daje o sobie znać w światowych mediach. W gazetach piszą o Kijowie, Donbasie, Krymie, Odessie. Terytorium, które w ten sposób poznajemy to region niestabilny, po brzegi wypełniony brudnymi interesami, walką o sprzeczne idee. Pośród całego tego zamętu jest jeszcze co najmniej jedna Ukraina – taka, o których nie napiszą w gazetach. Taka, o której pisze Taras Prochaśko.
Urodzony w 1968 roku pisarz należy do tzw. fenomenu stanisławowskiego, środowiska literackiego skupionego wokół Iwano-Frankiwska. W swojej przesyconej bardzo osobistymi komentarzami książce poszukuje kraju, którego teoretycznie nie ma. Często intymne przeżycia Prochaśki dają czytelnikom zarys zupełnie innego narodu niż ten, do którego przywykliśmy śledząc wieczorne wiadomości. Na tych stu sześćdziesięciu czterech stronach autor odgrywa rolę przewodnika, który zabiera nas w podróż nie do serca kraju, nie nawet do zabytków znanych z pocztówek. Ukraina Prochaśki rozciąga się pomiędzy zalesionymi szczytami Karpat, gdzie osiada gęsta jak mleko mgła. „Ten kraj przypomina biesagi” – zaczyna autor. Porównanie bardzo trafnie określa mentalność Ukraińców. Mało tego, kraj, o którym mowa, podobny może być do wszystkiego innego, ale nic nie jest podobne do niego. Wyjątkowość Ukrainy tworzą jej ludzie, których podczas wspólnej wędrówki z autorem poznajemy całkiem sporo.
Warto wyjaśnić, że Taras Prochaśko z wykształcenia jest botanikiem. Liczne odniesienia do świata przyrody, skomplikowane porównania i podobieństwa otaczającego nas wielkomiejskiego świata do dzikości i nieprzewidywalności matki natury mogą nieco utrudnić odbiór niektórych przemyśleń autora. Bez rozległej wiedzy na temat środowiska naturalnego być może nie każdy od razu będzie w stanie zrozumieć jego tok myślenia, ale te starannie wyselekcjonowane epitety i metafory znacznie upiększają wizerunek Ukrainy widzianej oczami pisarza. Człowiek i natura, choć nie zawsze żyją w zgodzie, to ich światy przeplatają się.
Tego nie napiszą w gazetach nie stawia niepotrzebnych pytań. Zamiast tego Prochaśko twierdzi, że skoro Bóg coś wymyślił, to tak ma być, koniec, kropka. Bo po co szukać usprawiedliwienia? Charakter narodowy Ukraińców, przyczyny i wytłumaczenia zjawisk zachodzących wewnątrz kraju wyjaśnia pojęcie dwuwiary – koegzystencji chrześcijańskiego obrządku i pogańskich wierzeń, które przetrwały próbę czasu. Za tym kryje się też odważne porównanie Ukrainy do „kraju wiedźm”, które cieszą się autorytetem wśród swoich. W opinii autora ludzi powinno się dość błaho podzielić na grzeszników i czyniących dobro. Bez względu na chęci nie da się jednak zmienić człowieka, trzeba się pogodzić z zastanym kształtem społeczeństwa. Co z tą Ukrainą? Zbyt staroświecka na zachodnie standardy, zbyt nowoczesna na wschodni światopogląd. Oskarżycielskim tonem autor odwołuje się do „europejskich pobudek” kraju, które są „imitacją, manierą, małpowaniem”.
Należy w tym miejscu zaznaczyć, że książka Prochaśki powstała pięć lat temu, w 2009 roku. Czytając kolejne fragmenty można odnieść słuszne wrażenie, że była pisana pod wpływem niedawnych wydarzeń za naszą wschodnią granicą. Czy zatem o ponadczasowości utworu świadczy fakt, że naród ukraiński się nie zmienia? Niezwykle prawdziwe jest zatem zdanie: „[...] na razie i Europa, i Rosja prowadzą badania w naszym laboratorium […], choć nie mają pojęcia o tym, jaki może być wynik tej syntezy”.
Przedstawiciel fenomenu stanisławowskiego precyzuje swoje postrzeganie dzisiejszej Ukrainy w następujący sposób: granice państwowe są elementem współczesnej polityki, te przecież wielokrotnie się zmieniały. Naród, o którym pisze autor, to pojęcie niejako wychodzące ponad państwowość i podziały. Pojawiają się Rosjanie – sąsiedzi nie tylko na geopolitycznej mapie Europy Wschodniej, ale też tacy zwyczajni, z chałupy obok, bloku naprzeciwko. Oba narody istnieją niezależnie od siebie, a jednocześnie tak bardzo przecież wzajemnie wpływają „druh na druha”.
Prochaśko idzie dalej – w głąb ukraińskiej duszy, której mroczne sekrety charakteryzują styl życia całego narodu. Wskazywanie palcem wad i słabości Ukraińców jest wyjątkowym osiągnięciem autora. Pisze on przecież o swoich rodakach, znajomych, rodzinie, o sobie. Robi to odważnie i bez ogródek. Alkohol? To nie tylko napój wpływający na zmiany świadomości człowieka. Alkohol to paliwo dla duszy, a piją wszyscy, od stuleci. Ta z medycznego punktu widzenia wada wrosła w ukraińską duszę do tego stopnia, że nie da się jej wykorzenić. Piją wszyscy – zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Autor nie chce wzbudzać w czytelniku litości – alkoholizm trzeba zwyczajnie zaakceptować jako nieodłączny element życia, szczególnie na wsi.
W gazetach często pisze się o przeciwnościach losu, trudnościach w osiąganiu zamierzonych przez ludzkość celów i wiecznym wietrze wiejącym w oczy. Bohaterami artykułów nie zostają natomiast prości ludzie z ukraińskich Karpat, których jedynym zmartwieniem i trudnością jest myśl o ewentualnym pojawieniu się wilka. Rozległość gór jest niepojęta. Choć na mapie zajmują może niewielki procent powierzchni świata, to pełne są ludzi, z których każdy ma swoją historię, własne przeżycia, doświadczenia, marzenia i pragnienia. Trudzą się spokojnym wypasaniem owiec, dokładnym sporządzaniem bundzu i bryndzy, monotonnymi spacerami po wodę. Elementy te, tak trudne do pojęcia dla mieszkańców rozpędzonych miast. To właśnie stanowi osnowę ukraińskiego mikrokosmosu. Gdzieś z boku tego zamkniętego świata istnieje jeszcze Iwano-Frankiwsk, istnieje Lwów, istnieją inne miasta, które czas odmienił nie do poznania. Tam, w miejsce dawnej przestrzenności i porządku powstają wciąż nowe zabudowania. Prochaśko pisze, że współczesne miasto przypomina śmietnik. Karpaty z kolei – stoją, jak stały i nic ich nie ruszy.
Zwiedzanie Ukrainy na stronach książki W gazetach tego nie napiszą to doświadczenie bardzo oryginalne, co zresztą zawiera się już w nader trafnym tytule. Mowa tu bowiem o elementach, które funkcjonują gdzieś „z boku” tego rozpędzonego świata, którego problemy trafiają na pierwsze strony gazet. Gatunkowo trudna do zakwalifikowania książka ukraińskiego pisarza nie idzie z głównym nurtem powieści globtroterskich. Bezpośredniość Prochaśki może razić czytelnika, który spodziewa się wyidealizowanych obrazków, znanych z przewodników turystycznych. Nie zapominajmy, że na równi ze spodziewaną idyllą istnieje prawdziwy świat, o którym wielu zdaje się milczeć. Kontury takiego świata zarysowuje nam właśnie książka Ukraińca.
W swoich pięćdziesięciu dwu krótkich formach, przypominających kartki wyrwane z pamiętnika, Taras Prochaśko „oddaje” bardzo osobiste uczucia do swojego ukochanego kraju. Z jego książką jest trochę jak z Biblią – nie powinno się jej czytać jednym tchem, warto usiąść do lektury dowolnego fragmentu, by móc wypracować sobie nowe spojrzenie na sąsiadów ze wschodu. W każdym narodzie siedzi przecież mniejszy lub większy diabeł, podżegający do złych uczynków. Ten diabeł wpływa na słowiańską duszę, ale widocznie tak musi być. Sam autor podkreśla, że „przeszłości, nawet najgorszej, nie należy się ani wstydzić, ani jej ukrywać, ani przeinaczać”. W poetyckim stylu Prochaśko nie rozlicza się ani z historią, ani z teraźniejszością, zachowując bezpieczną pozycję obserwatora pełnego nadziei na „lepsze jutro”.
Botanika, zoologia, geografia, historia i socjologia w obrębie jednego regionu dają miksturę o cudownym odczynniku chemicznym. Drzewa przez jednych karczowane, drugim dają upragniony cień podczas upalnego dnia. Zwierzęta powszechnie uważane za groźne wzbogacają ekosystem. Wydarzenia trudne, często przemilczane, istnieją jedynie w świadomości mieszkańców. Ludzie zepchnięci na margines społeczny stanowią trzon życia i normalnego funkcjonowania. Zdaje się, że tylko człowiek, który nie traci czasu na rozdrapywanie ran może te rany uleczyć; tylko człowiek, który żyje w zgodzie z naturą, jest w stanie zapanować nad jej dzikością. Jedna jedyna Prawda, która zespaja ludzi, staje się podświadomie motywem przewodnim dla Prochaśki. Dla nas może wciąż niezrozumiała i tajemnicza – z pewnością jednak zachęcająca do podróży nie tylko w głąb majestatycznych Karpat, ale także – a może przede wszystkim – w głąb własnej duszy.
Wadim Filiks
Taras Prochaśko, W gazetach tego nie napiszą, Tłum. Renata Rusnak, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014.