Tuż nad brzegiem jeziora po raz kolejny syberyjski klimat dał o sobie znać. Kurtki przeszywał mroźny wiatr, który paraliżował nasze ciała. Jednak starając się wypełniać swe obowiązki turysty, postanowiłyśmy wykonać zdjęcie, nie zważając na te klimatyczne utrudnienia. Razem z Magdą stanęłyśmy na tle jeziora i mocno się do siebie przytulając, próbowałyśmy uśmiechać się do tej fotografii okupionej tak wielkim wysiłkiem. Udało się! Jednak czujne oko dostrzeże, że pomimo naszych starań i dobrego fotografa, nie były to najlepsze warunki do wykonywania zdjęć. Tego dnia nie podróżowałyśmy same. W czasie drogi do Listwianki poznałyśmy naszego fotografa – Aleksieja, biznesmena z Moskwy, który przebywał w Irkucku w ramach wyjazdu służbowego. Był to jego ostatni tydzień na Syberii, a że nasz nowy znajomy podróżował w pojedynkę, zdecydowałyśmy się przyjąć go do naszej „drużyny”.
Warunki atmosferyczne nie sprzyjały zwiedzaniu, dlatego postanowiliśmy skosztować miejscowego przysmaku – omula. To była świetna decyzja. Ogrzaliśmy się w pobliskiej restauracji, zakosztowaliśmy smażonej ryby i – po krótkiej rozmowie zapoznawczej – postanowiliśmy ruszyć w trasę. Na zewnątrz czekała na nas miła niespodzianka. Przywitał nas całkiem nowy Bajkał – wiatr ustał, temperatura podskoczyła o kilka stopni, wyszło Słońce. Wydawało się, że znaleźliśmy się w całkiem innym miejscu, gdzie pod nogami skrzypiał śnieg, a złowrogi świst wiatru został zastąpiony przyjemną ciszą, która otaczała nas z każdej strony. Po drodze trafiliśmy na informację turystyczną, gdzie zdobyliśmy mapkę terenu. Czas płynął jak szalony, a my mieliśmy mnóstwo planów. Okazało się, że w czasie spaceru zweryfikowaliśmy nasze możliwości. Psie zaprzęgi były jeszcze zamknięte, wyjście na wyciąg nieczynny, nerpertarium w remoncie. Na szczęście udało nam się zwiedzić muzeum Bajkału, włącznie z zaliczeniem głównej atrakcji – zanurzeniem na dno jeziora. Chcę jednak tutaj podkreślić, że oferowana przyjemność to jedynie film prezentujący pracę osób, które kiedyś (bodajże w latach 90-tych) zanurzyły się na dno jeziora w celach badawczych. Na pewno można się wiele dowiedzieć, ale uprzedzam przed nadmierną ekscytacją przed lub po podjęciu decyzji o wzięciu udziału w zanurzeniu.
Po zwiedzeniu muzeum, przyszła pora na bardziej aktywne zwiedzanie. Postanowiliśmy wspiąć się na szczyt Czerskiego, skąd można podziwiać panoramę jeziora. Wyprawa trwała ponad godzinę. Muszę przyznać, że pomoc Aleksieja okazała się niezbędna przy pokonywaniu bardziej stromych fragmentów tej górskiej wspinaczki. Po tak intensywnym wysiłku fizycznym, kiedy już dotarliśmy na szczytm byliśmy w szoku. Przed nami rozpościerał się widok, którego nie spodziewaliśmy się ujrzeć. Zaparło nam dech w piersiach. Bajkał przykryty był grubą warstwą pary, która niestety nie opadła mimo poprawy pogody. Panorama jeziora była tego dnia nieosiągalna. Jednak mimo wszystko widok i tak warty był naszego poświęcenia. Przez dym przebijały się promienie zachodzącego Słońca, tworząc na całej powierzchni paletę odcieni barw (od niebieskiego po róż). Kiedy już nacieszyliśmy nasze oczy tym niecodziennym widokiem, postanowiliśmy ruszyć z powrotem. Staraliśmy się jak najszybciej pokonać górski odcinek, aby trochę się ogrzać. Z każdym krokiem robiło się każdemu coraz cieplej i o dziwo, co jakiś czas trzeba było ściągać jakąś część garderoby, której akurat mieliśmy na sobie bardzo wiele. U podnóża góry zatrzymał się kierowca łady, który podwiózł nas do centrum miejscowości turystycznej, z której zaczęliśmy naszą wyprawę. Do powrotnej marszrutki mieliśmy ponad godzinę, więc ruszyliśmy w stronę pobliskiej restauracji. Tam postanowiliśmy skosztować regionalnych pozów, które trochę przypominają nasze pierogi z mięsem. Są jednak zdecydowanie większe i bardziej tłuste, ale na warunki syberyjskie – idealne. Po późnym obiedzie, gdy już czekaliśmy na przystanku postanowiliśmy się zagrzać i zajrzeć do drugiego centrum turystycznego, którego wcześniej nie zauważyliśmy. Okazało się, że to pierwszy dzień działalności tej informacji turystycznej, dlatego też właściciele ugościli nas winem i jako pierwszych klientów, potraktowali z największymi honorami. Po obustronnej wymianie życzliwości ruszyliśmy na przystanek, gdyż w trakcie rozmowy pod budynek podjechał nasz transport. Czekała nas kilkugodzinna droga, więc przyjemnie się rozsiedliśmy na tylnych siedzeniach i oddaliśmy się w objęcia Morfeusza. To był udany dzień. Mimo niesprzyjających warunków klimatycznych oraz braku planu awaryjnego udało nam się dobrze wykorzystać te drogocenne chwile w tym miejscu. Ta sytuacja nauczyła nas wiele. Od tego momentu zawsze starałyśmy się być przygotowane na każdą sytuację, a wieczorami przygotowywałyśmy przynajmniej po kilka planów awaryjnych, gdyż towarzyszące nam szczęście mogło nas wkrótce opuścić.
Po dotarciu do mieszkania, Liera i Aleks czekali na nas z ciepłym posiłkiem. Niestety nie mogli nam towarzyszyć w naszych podróżach, bo akurat trwała sesja zimowa i jako pilni studenci musieli przygotowywać się do egzaminów. Tej nocy długo rozmawialiśmy o podróżach, różnych krajach i kulturach. Zarówno Liera, jak i Aleks opowiadali o realiach studiowania w Rosji. Uważali, że państwo nie daje im wielkich możliwości rozwoju, dlatego też stawiają na język angielski, który może w przyszłości okazać się dla nich furtką na Zachód. W trakcie rozmowy dołączył do nas znajomy domowników Artur, który przyniósł kilka przewodników i albumów o Bajkale. Opowiedział nam wiele interesujących historii oraz zwrócił uwagę na miejsca, które mieliśmy już zwiedzać następnego dnia, na wyspie Olchon. Przeglądając kolejne strony nie mogłyśmy się już doczekać, kiedy uda nam się wreszcie zobaczyć to magiczne miejsce. (cdn.)