18 grudnia na scenie kameralnej częstochowskiego Teatru odbędzie się premiera „Procy” Nikołaja Kolady – międzynarodowej klasy dramaturga, reżysera, pedagoga. W Moskwie jego sztuki grane są częściej niż dzieła Gogola i Dostojewskiego. Jedni krytycy nazywają go geniuszem dramatu, współczesnym Czechowem, drudzy bojkotują jego spektakle. Twierdzi, że Teatr nie może obyć się bez prowokacji. Na pytanie: czemu ona służy, odpowiada: – chodzi o to, aby widzowie nie usnęli w fotelach i dodaje: – Lubię bulwersować publiczność, zawsze staram się wymyślić coś takiego, by otwarła usta ze zdumienia” . W Jekaterynburgu u stóp Uralu, prowadzi prywatny Teatr, w którym zatrudnia „40 aktorów, 40 osób obsługi technicznej i… ani jednej gwiazdy”.
Z NIKOŁAJEM KOLADĄ spotykamy się na kilka dni przed premierą „Ożenku”, sztuki, którą realizuje na deskach Teatru im. S. Wyspiańskiego w Katowicach.
Nikołaj Kolada: Jestem zaskoczony, że sięgnęliście po „Procę”…
Ewa Oleś: Dlaczego?
Myślałem, że do tej sztuki już nikt nie będzie wracał. W Polsce została wystawiona w zasadzie tylko raz: w 2002 r. w Teatrze Scena Prezentacje w Warszawie, a trzy lata temu zrealizowano ją w formie słuchowiska w Teatrze Polskiego Radia. W Rosji zrealizowano ją chyba cztery razy, ale dosyć dawno. Rosyjscy reżyserzy i dyrektorzy Teatrów nadal boją się tego tekstu. Trzeba mieć w sobie śmiałość, żeby ten tekst inscenizować.
Napisał pan „Procę” w 1989 r. specjalnie na konkurs dramaturgów. Przeczuwał pan, że sztuka wywoła skandal?
W 1989 r., kiedy leciałem na warsztaty dla dramaturgów do Picundy to już w samolocie przeszła mi przez głowę myśl: „Oj, ludzie, nie wiecie, że przy sobie mam tykającą bombę”. Wiedziałem, że wywołam skandal, ale nie sądziłem, że aż tak wielki. Kiedy przeczytałem tę sztukę na forum dramaturgów, ta bomba wybuchła! Krytycy mówili, że ja zoofilię chcę wprowadzić na radziecką scenę!
Zoofilię?
Ta sztuka jest o homoseksualizmie, do tego, jeden z bohaterów jest kaleką. Widocznie dla krytyków i „znawców” to było jednoznaczne z zoofilią. Darli się potwornie, jedna krytyczka mówiła: „Ja już to widzę, jak ten jeden bez nogi włazi na tego drugiego… To jest ohydne”. Wszyscy krzyczeli, że sztuka jest o-brzy-dli-wa! W stołówce Domu Pracy Twórczej dramaturdzy nie chcieli ze mną usiąść przy jednym stole. Słyszałem jak mówili między sobą: „Może pójść i mu w mordę dać?
Ale ta niechęć trwała krótko, bo już za kilka miesięcy sztuka była wystawiana w Teatrach na całym świecie.
Roman Wiktiuk, bardzo znany rosyjski reżyser, zrealizował sztukę w San Diego i nagle sytuacja zmieniła się diametralnie. W Rosji jest tak, że jak coś odniesie sukces za granicą, to znaczy, że jest dobre. I nagle zaczęto mówić: „Jakaż to znakomita sztuka, najlepszy dramat napisany w ciągu ostatnich dwudziestu lat”. A później opublikowano „Procę” w miesięczniku „Dramaturgia współczesna” i przedmowę do niej napisała wybitna pisarka Ludmiła Ulicka, ale podpisał się pod nią Roman Wiktiuk. Tak się wcześniej umówili.
Ulicka, obecna również na tym seminarium, zadzwoniła do mnie w nocy, po przeczytaniu „Procy” i powiedziała: „Kolada, możesz spokojnie umierać, najważniejszą rzecz w swoim życiu już napisałeś”. Później Wiktiuk zrealizował „Procę” w swoim Teatrze w Moskwie. Był wielki skandal, ale i wielki sukces, spektakl nie schodził z afisza sześć lat. Od tamtej pory nie lekceważono już moich sztuk i każdą nową uważnie czytano.
_____
Fragment rozmowy z Nikołajem Koladą. Całość ukaże się w „Gazecie teatralnej” wydawanej przez Teatr im. A. Mickiewicza w Częstochowie oraz na stronie www.teatr-mickiewicza.pl
Rozmawiała: Ewa Oleś