Moskiewski Arbat przecina świat na pół, jest osią rozdzielającą dwie olbrzymie rzeczywistości, stykające się ze sobą na kostce brukowej jego chodników, jest horyzontem, za którym rozpościera się widok na nieogarnięty okiem i rozumem wschód, jest ostatnim bastionem zachodu w stolicy imperium, które za wszelką cenę nie chce się temu zachodowi podporządkować. To na Arbacie zaczyna się to, co dla mieszkańców innych regionów świata niezrozumiałe i egzotyczne, w tym właśnie miejscu rodzi się też wszystko, co jest dla nich takie pasjonujące i kuszące. Na tej ulicy, wysławianej w pieśniach Bułata Okudżawy, wybrzmiewają dźwięki wszystkich narodów Związku Radzieckiego, to właśnie to miejsce jest kluczem do poznania tajemnicy, jaką zawsze kryła w sobie Rosja. Po tym Arbacie przez lata oprowadzała swoich rodaków Hanna Krall, dzięki niej mogli poznać tę i inne ulice Kraju Rad na nowo i spojrzeć na niechcianego sąsiada z innej perspektywy, poznać ludzi, którzy tak, jak oni zostali wrzuceni do wielkiej machiny historii i tak, jak oni musieli żyć, niezależnie od kolejnych planów gospodarczych i ideologicznych wizji władzy.
Książka Hanny Krall Na wschód od Arbatu przebyła niespodziewanie długą podróż. Od jej pierwszego wydania minęły 42 lata i tyle właśnie czasu potrzebne było, by znajdujące się w niej reportaże dojrzały i rozkwitły, by mogły zaprezentować współczesnemu czytelnikowi swoje wszystkie walory, w misterny sposób zamaskowane przed Urzędem Cenzorskim, ale przez to jeszcze bardziej wstrząsające i wartościowe. Dzieło Hanny Krall w takiej formie, w jakiej możemy z nim obcować dzisiaj, zaczęło żyć poza płaszczyzną samego tekstu. Stało się pomnikiem – pomnikiem czasów, w których było tworzone, pomnikiem ludzi, którzy się w nim znaleźli i pomnikiem niezwykłego dziennikarskiego rzemiosła i talentu, otwierającego przed czytelnikiem nieznany, wielopoziomowy świat, skonstruowany w mistrzowski i niespotykany sposób.
Związek Radziecki Hanny Krall jest niedopowiedziany i nieokreślony. Funkcjonuje w potencjalnie niepowiązanych ze sobą obrazach, w pozbawionych emocji szkicach konkretnych osób i środowisk. Lakoniczność jej stylu kontrastuje z potęgą imperium. Autorka za każdym razem celowo wybiera skalę mikro, za wszelką cenę stara się odnaleźć człowieka i pozwolić opowiedzieć mu własną historię. Detal uzyskuje u niej rangę absolutu i właśnie genialna umiejętność oddania szczegółu stanowi o sile jej opowieści. Najdrobniejsze zdarzenia i fakty, przypadkowe wypowiedzi i nagle urwane wątki, kompletnie zmieniają perspektywę odbioru. Czytając Hannę Krall trzeba zachować czujność i uważnie analizować każde słowo, każde może być bowiem źródłem nowych wątpliwości, każde może stać się źródłem nowego pytania. Reporterka konsekwentnie dekonstruuje to, co komunistyczni dygnitarze pojmowali jako prawdę obowiązującą, stara się odkryć i pokazać jej wszystkie oblicza i przemycić, w sensie jak najbardziej dosłownym, swoje wątpliwości do odległej Polski.
Hanna Krall przenika do różnych środowisk i na moment staje się ich częścią, gubi się perspektywa „pani redaktor z Warszawy”, a rozpoczyna szczera rozmowa. Dziennikarka „Polityki” nie wpływa na rozmówcę i nie przekształca rzeczywistości – mistrzowsko wykorzystuje za to jej elementy, odważnie nawiązuje do radzieckiej nowomowy, niepostrzeżenie przywołuje fakty i wydarzenia z dziejów demoludów. Efektem jej pracy jest obraz człowieka: uciekającego przed szarą rzeczywistością w świat gry mistrza szachowego, radzieckiej kobiety – matki i dzielnej lotniczki zarazem, samotnego fizyka z ośrodka badawczego, Polaka pamiętającego o wierze i języku swoich przodków. Szczególnie ważne stają się praktycznie nic nieznaczące wydarzenia – smażenie ryby, odczyt wierszy nieznanego robotnika, wystawa mody, czy zakup zagranicznych mebli. Wszystko to ma sens, niczego nie można pominąć, jeśli chce się uchwycić strzępy prawdy, której nigdy wcześniej polski czytelnik nie mógł poznać.
We wstępie Mariusza Szczygła, zatytułowanym niezwykle trafnie Jak Hanna Krall myliła pogoń, czytelnik otrzymuje zestaw porad, dzięki którym może wszystkie te wydarzenia i małe historie prawidłowo odczytać, zrozumieć każdą, najdrobniejszą nawet aluzję, czy wątpliwość autorki i wyłuszczyć informację, skrzętnie schowaną przed „pogonią” – niezwykle skrupulatnymi zastępami cenzorów.
Dlatego właśnie książka Hanny Krall tak bardzo różni się od dzisiejszych reportaży. Zamiast natłoku informacji, opisów i statystyk, proponuje minimalistyczne ujęcie problemu, tam gdzie dziś padałyby odpowiedzi, reporterka delikatnie, jakby nieśmiało, zarysowuje pytania. Od odbiorcy wymaga ciągłego zaangażowania i uważnego analizowania tekstu. Nie stara się nawet rozwiewać wątpliwości, nie podejmuje się rozdrapywania starych ran. Pozostawia za to czytelnika z niedosytem, chęcią poznania i potrzebą wiedzy, która w dzisiejszych czasach jest nam potrzebna tak samo jak 42 lata temu.
Paweł Łaniewski
Hanna Kral, Na wschód od Arbatu, Wydawnictwo: Fundacja Instytut Reportażu (Dowody na Istnienie), Warszawa 2014.
1 komentarz
tomyy says:
wrz 13, 2015
Chcialbym ta ksiazke zamowic a mieszkam w nowym yorku