O tej wojnie wiemy najmniej… Może dlatego, że była okrutniejsza niż ta zwyczajna… Baliśmy się więc tam zajrzeć… Ciągle to odkładaliśmy… Wystarczyły nam mity.
A według tych legend Wielka Wojna Ojczyźniana była piękna i mimo że wymagała poświęceń, to zawsze mówiono o niej w sposób podniosły. Każdy szedł walczyć z poczuciem, że wypełnia swój obowiązek wobec ojczyzny, którą kochał ponad wszystko, dlatego składał największą ofiarę jaką mógł – samego siebie. Rezygnował z marzeń, miłości, ciepła rodzinnego domu, poczucia bezpieczeństwa i podstawowych wygód na rzecz świadomości, że on również wnosi swój wkład w świetlaną przyszłość kraju, Europy, a nawet świata. Nie targały nim żadne wątpliwości ani przed podjęciem decyzji, ani już w trakcie walki, bo cel, który przyświecał walczącym nie pozwalał na chwilę zwątpienia. Taką wojnę chcieli widzieć wszyscy, bo w tym obrazie łatwiej można było odnaleźć sens tamtych dni. Ten obraz był męską wizją, do której większość przywykła, zapominając o tych, którzy myśleli i czuli inaczej.
Kiedy już wydawało się, że ta bańka iluzji nigdy nie pęknie, Swietłana Aleksijewicz postanowiła zburzyć mit pięknej wojny, oddając głos w swojej książce kobietom, dla których nie przewidziano wcześniej miejsca w historii jednej z największych wojen. Pozwoliła im wyrazić to, co przeżyły, w swoim języku, który nie został objęty cenzurą ogólnie przyjętej terminologii i ideologii powojennego państwa. Dlatego też z każdą z przytaczanych wypowiedzi uczestniczek tego wydarzenia, wyłania się całkiem nowy, głębszy obraz wojny – wojny, która traci swój sterylny charakter. Walka zaczyna śmierdzieć palonym ciałem lub zeschniętą krwią na płaszczu, nabiera koloru błota okopowego oraz razi po oczach kontrastowym zestawieniem plam świeżej krwi na warstwie pierwszego śniegu, zaczyna krzyczeć, wybuchać, jęczeć i atakować każdy z naszych zmysłów, pozostawiając czytelników zdezorientowanych, ale jednocześnie do głębi poruszonych.
Jednak książka Aleksijewicz to nie tylko odrębne i okrutne historie, ale pełne uczuć rekonstrukcje tych samych zdarzeń z różnych perspektyw, w innych przestrzeniach, o innym natężeniu emocjonalnym oraz interpretowanych przez osobliwy pryzmat doświadczeń. Z każdą z tych kobiet-żołnierek jesteśmy na froncie – na pierwszej linii ataku, w okopach, nad garnkiem kaszy dla całego oddziału, na tyłach, przy łóżku najciężej chorego wraz z sanitariuszką oraz w lasach czy zasilając szeregi podziemia. Razem z nimi doświadczamy koloru i barwy bycia w powietrzu, zapachu walki na ziemi, szumu przeprawy przez wielkie wody. Każda z tych opowieści to jak wiwisekcja, która często zaskakuje, poraża swym ładunkiem emocjonalnym i pasuje do innych, tworząc różnorodny wachlarz kobiecego spojrzenia. Bo kobiety nie mogły inaczej spojrzeć na to wszystko, co się z nimi działo, jak tylko z własnej perspektywy – niedoświadczonych, młodych, pełnych wiary w lepsze jutro i owładniętych romantyczną wizją heroicznej walki. Podobnie jak mężczyźni, chciały się czuć potrzebne, ale ta okrutna rzeczywistość, która na nie czekała, spustoszyła ich wewnętrzny świat. Chociaż wiele z nich nie doznało większego uszczerbku na zdrowiu, już do końca pozostały inwalidkami wojennymi, niezdolnymi żyć w świecie poza wojną, która nauczyła ich żyć ze śmiercią, otaczającą je z każdej strony. Część z nich kapitulowała, godząc się z nią, próbując jednocześnie znaleźć sposób, aby nie zwariować w tym piekle, inne odnajdywały spokój w obojętności, chcąc zamknąć się na epatujące zło. Często skazywały siebie na samotność, która niestety nie kończyła się wraz z triumfalnymi okrzykami zwiastującymi zwycięstwo. Po powrocie często okazywało się, że do wcześniejszej samotności dochodziło wyobcowanie, brak tolerancji, rozpacz i ból, których nikt nie potrafił zrozumieć.
Wojna nie ma w sobie nic z kobiety, bo chociaż po stronie rosyjskiej walczyło aż milion przedstawicielek płci pięknej, to każdej z nich zostało odebrane to, co było dla nich najważniejsze – ich naturę. Ta strata stała się najbardziej dotkliwa. Po powrocie musiały na nowo nauczyć się życia, jednak ich ciała i dusze były przesiąknięte wydarzeniami z ubiegłych lat, z którymi ciężko było sobie poradzić. Nie mogły w tych najcięższych chwilach liczyć na wsparcie, rehabilitację, zrozumienie, bo ich głos nie był słyszalny. Jednak Swietłana Aleksiejewicz daje im szansę wyjaśnienia sensu tego, co się stało – słowami, uczuciami, emocjami. Gdy mężczyźni rozprawili się z własną przeszłością, tworząc swój język, one milczały, próbując znaleźć ukojenie i miejsce w tym, co zostało im zaproponowane czy nawet narzucone. Na szczęście przyszedł też czas i na ich opowieści, które przez lata ukrywały.
Książka Aleksiejewicz to lektura niezwykła, to możliwość spojrzenia na wojnę oczami kobiet, to zgłębienie okrutnej tajemnicy wojny z całkiem nowej perspektywy. Wyjątkowej.
Magdalena Biernat
Wojna nie ma w sobie nic z kobiety, Swietłana Aleksijewicz, tłum. Jerzy Czech, wyd. Czarne, Wołowiec 2010