OLEG I WŁADIMIR PRIESNIAKOWIE

GORSZĄCE SCENY ŁÓŻKOWE

Tęczowy pokój

Pokój w kolorze tęczy. Łóżko. Na łóżku w samych majtkach siedzi trzydziestoletnia kobieta, obok niej – również w samych majtkach – siedzi mężczyzna. Oboje są lekko spoceni; kobieta przygląda się mężczyźnie, który robi skręta. Wreszcie oblizuje bibułkę, zlepia, zapala, daje zaciągnąć się kobiecie. Nagle oboje zaczynają nasłuchiwać, kobieta przestaje palić.

Kobieta. Co to?..

Mężczyzna. Co za różnica…

Kobieta. Dzieci… nie mogą spać, ale milczeć też nie mogą…

Mężczyzna. Nie mogą zniknąć…

Kobieta. Przestań, sam byłeś dzieckiem! (Podchodzi do drzwi, nasłuchuje.)

Mężczyzna. (Śmieje się.) Ja nie byłem dzieckiem, urodziłem się staruszkiem! Wszyscy na mnie mówili, – dziadek… Wszystko przez to, że byłem przygarbiony i niezadowolony, zrzędziłem… Dziadek! (Śmieje się do łez.) Mały dziadek!..

Kobieta. (Również zaczyna się śmiać.) Dziadek!.. Teraz to już na pewno wszystkich obudzimy! (Rzuca się z powrotem na łóżko, zaciąga się, daje skręta mężczyźnie.)

Mężczyzna. Dziadek… (Śmieje się.) Nikogo nie ma… Nikogo nie obudzimy…

Kobieta. Ty wszystkich obudziłeś… Ja ją położyłam spać, a ty obudziłeś…

Mężczyzna. Nikogo nie ma, nikogo nie obudziłem!

Kobieta. Wróciłeś późno i obudziłeś, a teraz ona nie może zasnąć! Musisz przychodzić wcześniej…

Mężczyzna. (Przerywa kobiecie.) Przecież wiesz, dlaczego wróciłem późno!

Kobieta. A właśnie, że nie wiem, dlaczego! (Zabiera skręta mężczyźnie, zaciąga się.)

Mężczyzna. Jeśli choć trochę interesowałoby cię moje życie, to pamiętałabyś, że oddaje budynek do użytku!

Kobieta. Oddajesz budynek!

Mężczyzna. Tak!

Kobieta. A, rzeczywiście, ty zawsze coś budujesz… potem oddajesz do użytku… budynek… przecież jesteś budowniczym…

Mężczyzna. Jestem inżynierem, a nie budowniczym…

Kobieta. Co za cholerna różnica kim jesteś, skoro za każdym razem, kiedy oddajesz budynek do użytku wracasz późno!

Mężczyzna. Za tydzień oddajemy synagogę i potem będę już wracał o normalnej porze!

Kobieta zaczyna się śmiać, zaciąga się, oddaje skręta mężczyźnie.

Mężczyzna. (Również się śmieje.). No co? Co?!

Kobieta. Budujesz synagogę?

Mężczyzna. Tak! (Śmieje się jeszcze głośniej) Wyobrażasz sobie, buduję synagogę!

Kobieta. Ciszej! Obudzisz ją i to dziecko nie da nam dopalić, nie da nam spać (śmieje się jeszcze bardziej), nie da ci dokończyć synagogi!..

Mężczyzna. Ciszej!.. ciszej… (Milknie, nagle znów się śmieje.) Muszę ją dokończyć, muszę skończyć tę synagogę… obiecałem, obiecałem to Bogu!..

Kobieta. Co? Co ty mu znowu naobiecywałeś?!

Mężczyzna. (Przestaje się śmiać.) Znowu? Co masz na myśli?

Kobieta. Mam na myśli to, że cały czas coś mu obiecujesz – obiecałeś mu, pamiętasz, przysięgałeś na Boga, że przestaniesz palić trawkę, pamiętasz? Oszukałeś Boga! (Śmieje się.)

Mężczyzna. Bałem się, że urodzi mi się niepełnosprawne dziecko, i żeby tak się nie stało – złożyłem obietnicę… obiecałem Mu, że rzucę…

Kobieta. Okłamałeś Boga! (Śmieje się.)

Mężczyzna. Ale my tu przecież tylko troszkę – to się nie liczy! Sama mówiłaś, że musimy się rozluźnić… tak rodzinnie…

Kobieta. (Śmieje się.) Biedni żydzi! Nie doczekają się swojej synagogi! Nie dokończysz budowy i jakoś się z tego wykręcisz! Tak samo, jak było z trawką, prawda? Ty cały czas oszukujesz Boga! Tak rodzinnie… (Śmieje się, mężczyzna patrzy na nią, nagle mocno uderza ją w twarz, kobieta przestaje się śmiać.)

Mężczyzna. Nie wtrącaj się w moje relacje z Bogiem!

Kobieta. Myślisz, że nie słyszę!

Mężczyzna. ?!

Kobieta. Że nie słyszę, jak po nocach się modlisz… ty ciągle jeszcze wierzysz w Boga, ty się Go boisz! Ja to wiem… i dlatego tak się złościsz…

Mężczyzna. To nie twoja sprawa!

Kobieta. Jak nie moja! Czekam pół nocy, aż w końcu przestaniesz się modlić i zaczniesz się ze mną kochać, pół godziny się modlisz, o co ty prosisz Boga?!

Mężczyzna. To nie twoja sprawa, rozumiesz?! Nie twoja! Nie zawsze mi to wychodzi… niektóre modlitwy mi po prostu nie wychodzą, dlatego muszę je odwoływać… i modlę się od nowa…

Kobieta. Co?

Mężczyzna. To, co słyszałaś…

Kobieta. Jesteś chory, jak można odwoływać modlitwy?!

Mężczyzna. No właśnie! Wiem, że nie wolno ich odwoływać! I to jest najgorsze! Przecież modlę się i nagle myślę o czymś, co jest złe albo o czymś, czego nie chcę!.. A jeśli to się jednak spełni, bo pomyślałem o tym w czasie modlitwy?! A nuż się to spełni?! Odwołuję modlitwę od razu, jak tylko sobie to uświadamiam, – odwołuję modlitwę i modlę się od nowa!

Kobieta. To zdumiewające, przecież nie znasz na pamięć żadnej modlitwy, nie byłeś nigdy w cerkwi!

Mężczyzna. Nie ma takiego obowiązku! Pisarz, rosyjski pisarz, Tołstoj, mówił, że Cerkiew każdy ma w głębi duszy, nie trzeba nigdzie chodzić, żeby porozmawiać z Bogiem! Wszystkie swoje modlitwy wymyślam sam!

Kobieta. Jesteś chory! Nic ci przypadkiem nie spadło na głowę w tej twojej pracy?! Nosisz na głowie kask, kiedy chodzisz po budowie?

Mężczyzna. Kask?

Kobieta. Tak, są takie czerwone kaski!

Mężczyzna. Mam żółty… mam żółty kask… a co, trzeba nosić czerwony?

Kobieta znowu zaczyna się śmiać.

Mężczyzna. (Również się śmieje, zaciąga się.). No widzisz, idiota ze mnie, a ja nosiłem żółty kask…

Kobieta przestaje się śmiać, patrzy uważnie na mężczyznę, próbuje zrozumieć, czy on rzeczywiście jest tak tępy, czy to chwilowe zaćmienie umysłu spowodowane trawką.

Kobieta. Ty dużo pracujesz!

Mężczyzna. Tak, ja dużo pracuję!

Kobieta. Ty męczysz się w pracy!

Mężczyzna. Tak, ja męczę się w pracy!

Kobieta. Musisz odpocząć, zrelaksować się… Stajesz się tępy i brutalny!

Mężczyzna. Tępym może i tak, ale brutalnym – nigdy!

Kobieta. Uderzyłeś mnie!

Mężczyzna. Kiedy?

Kobieta. Przed chwilą mnie uderzyłeś!

Mężczyzna. Kiedy? Co ty, wydawało ci się!

Kobieta. (Trajkocze jak natrętny oskarżyciel w sądzie, próbujący przypomnieć sobie swój długi, nudny zarzut.) Uderzyłeś mnie, kiedy powiedziałam, że długo się modlisz! Pamiętam, zaraz po tych słowach uderzyłeś mnie w twarz, w lewy policzek, nie, w prawy, uderzyłeś mnie w prawy policzek, zaraz po tym, jak powiedziałam, że długo się modlisz!

Mężczyzna. Co ty mówisz, ja w ogóle się nie modlę!

Kobieta. Tak?! (Zaczyna się śmiać.)

Mężczyzna. Oczywiście! Przecież nie znam na pamięć żadnej modlitwy!

Kobieta. Poważnie?

Mężczyzna. Na sto procent! Nie byłem nawet ani razu w cerkwi – skąd mam wiedzieć, jak trzeba się modlić!

Kobieta. To kto w takim razie po nocach mruczy coś przez pół godziny, szepcze jakieś modlitwy… Kto?! (Zanosi się od śmiechu.)

Mężczyzna. To pewnie ten sam, który cię uderzył!

Kobieta. (Nagle przestaje się śmiać.) Ja dużo pracuję!

Mężczyzna. Tak, ty dużo pracujesz!

Kobieta. Ja męczę się w pracy!

Mężczyzna. Tak, ty męczysz się w pracy!

Kobieta. Muszę odpocząć, zrelaksować się…

Mężczyzna. Tak, a nawiasem mówiąc, pamiętasz, – musisz odpocząć, zrelaksować się! No, dalej… (Podaje kobiecie skręta, robi nowego.)

Kobieta. Jak dobrze, że to wszystko wymyśliłeś… wiesz, że w niektórych krajach trawkę przepisują…

Mężczyzna. ?

Kobieta. No tak, przepisują, lekarze piszą na receptach: palić skręty trzy razy dziennie, pół godziny przed posiłkiem!

Mężczyzna. W takim razie może powinniśmy to robić nie tylko w każdy ostatni czwartek miesiąca?

Kobieta. A-a-a… Cwaniak! Przecież jesteśmy zdrowi… jeśli bylibyśmy chorzy, to wtedy można częściej… a profilaktycznie to nam wystarczy…

Mężczyzna nie potrafi poślinić bibułki, dlatego pluje na palce, nie trafia, ślina pada na prześcieradło.

Kobieta. No pewnie! Zapluj tu wszystko!

Mężczyzna. Co znowu?

Kobieta. Oczywiście, według ciebie wszystko jest w porządku…

Mężczyzna. Co – to? Jakie „wszystko”?

Kobieta. Kiedy to było?.. Próbuję sobie przypomnieć ten moment, kiedy po raz pierwszy pozwoliłam na to, przemilczałam, a ty przestałeś wstydzić się zachowywać przy mnie jak… zwierzę?..

Mężczyzna zapala skręta.

Kobieta. No to kiedy po raz pierwszy przy mnie puściłeś bąka?

Mężczyzna. Nie pamiętam… kiedy?..

Kobieta. Kiedy… Zaraz po weselu, inaczej nic by z tego nie wyszło…

Mężczyzna. Ha! A to znaczy, że po prostu nie chciałem, nie chciałem i nie puszczałem bąków! Gdybym chciał – zrobiłbym to, nawet i przed ślubem! A ty?…

Kobieta. Ja?.. Ja, jak każdy normalny człowiek, robię to na osobności, tak, żeby nikt nie widział… nie pozwoliłabym sobie na to w twojej obecności…

Mężczyzna. A ja sobie pozwalam! Ponieważ nie jestem w stanie tego kontrolować, a poza tym, co za różnica, – zdecydowaliśmy się na wspólne życie, mamy świadectwo ślubu, – dlaczego w takim razie nie mogę srać przy tobie, skoro nasz ślub jest oficjalnie zarejestrowany?!

Kobieta. A co ma do tego nasz ślub?! Wręcz przeciwnie! Chociażby to, chociaż by nasz ślub, chociażby to powinno cię powstrzymywać… ty już zupełnie siebie nie kontrolujesz… a wczoraj…

Mężczyzna. Co wczoraj?

Kobieta. Wczoraj, kiedy byliśmy w restauracji z Olgą i Robertem, i ty!.. I ty przy nich tak beknąłeś… Aż wszyscy zamilkli i zrobiło się niezręcznie!..

Mężczyzna. To po piwie, po „Guinnessie”…

Kobieta. Co?

Mężczyzna. Zawsze po wypiciu „Guinnessa” mi się odbija…

Kobieta. No i co?! Nie mogłeś się powstrzymać?

Mężczyzna. A kogo ty się wstydzisz? Roberta? On sam, bydlak jeden, pamiętasz o czym wczoraj mówił?

Kobieta. A niech mówi, o czym chce! A ty mógłbyś się powstrzymać i nie bekać przy wszystkich!

Mężczyzna. Nie bekałem, tylko raz mi się odbiło! A ten twój przyjaciel, ten, co to nigdy nie beka, jest pedofilem!

Kobieta. Kto ci o tym powiedział?!

Mężczyzna. On sam – słyszałaś przecież, o czym smęcił cały wieczór?!

Kobieta. To kulturalny człowiek, on nie może być pedofilem! Jest dyrektorem wystawy „Kosmos dzisiaj”, nie może być pedofilem!

Mężczyzna. To dlaczego wczoraj ciągle opowiadał, że mężczyźni którzy, lubią dzieci są nieszczęśliwi, społeczeństwo nimi gardzi, dzieci ich nie lubią, sumienie ich gryzie, i nikt, absolutnie nikt nie jest w stanie im pomóc.

Kobieta. No i co z tego? To prawda! Pedofile są bardzo nieszczęśliwi i potrzebują ochrony swoich praw albo chociaż współczucia, co w tym złego?

Mężczyzna. Co w tym złego?! Co w sercu, to na języku, jak głosi mądrość ludowa! Ten twój kulturalny człowiek jest pedofilem, dlatego właśnie, nawiasem mówiąc, jest taki kulturalny! Wszyscy, wszyscy, którzy mają jakiś gust, rozeznanie w kwestiach stylu, kultury, to albo lesbijki, albo pedały, albo pedofile! Wszyscy! Oczywiście, zwyczajny, prosty człowiek, nie mający gustu… nie wie, co ma kupić w sklepie, do czasu, aż nie przeczyta o tym w jakimś pedalsko-lesbijskim magazynie, on musi nosić takie ubrania, jakie doradza mu z ekranu telewizora jakiś kreator mody – pedał oczywiście, ale za to, ten prosty, normalny człowiek, nie musi powstrzymywać się od puszczania gazów i, ponieważ nie musi się ukrywać, udawać, nie musi skrywać swojego prawdziwego wnętrza! Ja przed nikim nie odgrywam teatrzyku, jestem sobą! To oni powinni udawać! Ja nie mam powodów! Ale za to oni powinni sprawiać wrażenie, że są normalni, przyzwyczaili się już do ukrywania się przed społeczeństwem, dlatego muszą puszczać bąki po cichu, niezauważalnie. (Wysila się, po cichu puszcza bąka.)

Kobieta. (Zaczyna wąchać.) Puściłeś bąka?

Mężczyzna. Tak!

Kobieta. Ale zrobiłeś to po chamsku, cicho, niezauważalnie, zupełnie jak oni… a według twojej teorii to oznaczałoby, że jesteś pedofilem, albo pedałem!

Mężczyzna. Trzeba brać od życia, co się da!

Kobieta. Tak, tylko nigdy nie wiadomo, czy to ty wyciskasz wszystko z życia, czy ono z ciebie!

Mężczyzna. Trzeba tu przewietrzyć…

Kobieta. To przewietrz, napierdziałeś, to teraz wietrz!

Mężczyzna. Przez trawkę trzeba wywietrzyć, durna babo!

Kobieta. Przez trawkę! Ja w ogóle jej nie paliłam! Ty już palisz drugiego skręta, a o mnie to całkiem już zapomniałeś!

Mężczyzna. Mogę ci skręcić jednego.

Kobieta. Nie trzeba, czas kończyć i kłaść się spać, – muszę jutro wcześnie rano… wcześnie… rano… do pracy… dobrze, że mam pracę, bo mogę chociaż na jakiś czas zaprzątnąć sobie głowę głupotami.

Mężczyzna otwiera lufcik, światło gaśnie, choć nikt go nie wyłącza, tęcza znika.

Mężczyzna. Wczoraj widziałem ręczniki… piękne ręczniki…chińskie, kupiłbym, potrzebne nam są nowe ręczniki… ale chińskie… mówią, że w Chinach panuje jakiś niebezpieczny wirus, przypominający zapalenie płuc, jak myślisz, czy on się może rozprzestrzeniać przez ręczniki?.. Jeden ręcznik był zapakowany, ale i tak nie kupiłem, wolałem zapytać ciebie…

Kobieta. Dziękuję ci…

Mężczyzna. Za co?

Kobieta. Za to, że udajesz…Zawsze rozmawiasz ze mną o tym, o czym w rzeczywistości tak naprawdę nie myślisz… udajesz, że boisz się chińskich ręczników… pytasz mnie o radę… wmawiasz mi, że jestem w stanie ci pomóc, że możesz na mnie polegać… że mogę cię uratować… dziękuję ci za to, że czepiasz się głupot, a nie zauważasz najważniejszego, dziękuję ci, ze omawiamy problemy naszych przyjaciół, problemy całego świata, ale nigdy nie zwracamy uwagi na swoje własne problemy… dziękuję ci… nie rzuciłeś mnie, kiedy nasza córeczka urodziła się martwa… tak, wiem, że w tym nie ma niczyjej winy, ale i tak mógłbyś sobie znaleźć inną kobietę, która będzie w stanie urodzić ci dziecko… dziękuję ci, że mogę i mam za co Ci dziękować, że mogę się modlić do Ciebie… i do nikogo innego…

Przeł. B. Ochmańska

Przekładu dokonano na podstawie:
В. и О. Пресняковы: Паб. Изд. Астрель, Москва 2008.