Jedna Rosja*, partia prowadzona przez Władimira Putina, od 10 lat zwycięża wybory parlamentarne i sprawuje władzę we wschodnim mocarstwie. Barbara Włodarczyk udowadnia jednak, że jej nazwa to oksymoron – bo Rosja wcale nie ma jednolitego oblicza – jest niespójna tak samo, jak jej rozwarstwione społeczeństwo, znaczy, co innego dla każdego z ponad 140 milionów jej obywateli, rozsianych po olbrzymim obszarze rozciągającym się od Kaliningradu po Sachalin. Tym razem dziennikarka swoją opowieść wydała w formie książki, składającej się z 17 reportaży, poświęconych osobom tak bardzo różniącym się od siebie, jak bardzo zróżnicowana jest rzeczywistość, w której przyszło im żyć.

Książka, napisana przez wieloletnią korespondentkę Telewizji Polskiej na wschodzie, stanowi literacką wizję filmów dokumentalnych, które znalazły się w legendarnej i docenianej na całym świecie serii „Szerokie tory”. Od wielu lat celem Barbary Włodarczyk było ukazanie poruszanych przez nią historii z innej perspektywy i rozszerzenie ich o elementy możliwe do ukazania tylko za pomocą słowa pisanego. Nie ma jednej Rosji uznać należy za perfekcyjną realizację tego celu – pomimo braku kamery reportaże nie straciły na swej wiarygodności i plastyczności. Wręcz przeciwnie, zostały wzbogacone o opisy zdradzające szczegóły ich realizacji oraz przeżycia towarzyszące autorce podczas ich tworzenia. A te właśnie świadczą o unikalności utworu – Barbara Włodarczyk wypracowała bowiem specyficzną metodę twórczą, która opiera się na jej naturalnej zdolności do nawiązywania kontaktu i zdobywania zaufania rozmówców. Poruszane przez Włodarczyk tematy i problemy, to tak naprawdę historie życia spotykanych przez nią ludzi. Ich różnorodność zdumiewa. Obok Julii – moskiewskiej kreatorki mody, sprzedającej  celebrytom kreacje za dziesiątki tysięcy dolarów, spotykamy Wasię – 10 letniego bezdomnego chłopca, który – pomimo wszystkich statystyk wróżących mu wczesną śmierć – zachwyca rezolutnością i dojrzałością. Stereotypowemu lenistwu i zrezygnowaniu Barbara Włodarczyk przeciwstawia społeczne zaangażowanie Jeana Sagbo, pierwszego czarnoskórego radnego w całej Rosji, który lokalną społeczność ujął swoim oddaniem dla biednych i… przywróceniem tradycji cotygodniowych czynów społecznych. Z demokratycznymi opozycjonistami, reprezentowanymi między innymi przez Borisa Akunina, konfrontowani są narodowi socjaliści, którzy na ulicach rosyjskich miast sieją coraz większy postrach. Barbara Włodarczyk wysłuchuje i jednych i drugich – z dziennikarskim instynktem dostaje się akurat tam, gdzie powinna być, nawet jeśli przychodzi jej przez to spaść do 2,5-metrowego dołu, tak jak miało to miejsce w Katyniu, podczas tworzenia reportażu o Galinie, wicedyrektorce cmentarza, na którym obok polskich oficerów spoczywają także tysiące Rosjan, zamordowanych z rozkazu Stalina.

Reporterka dosłownie wchodzi w życie ludzi, zamieszkujących oddalone od siebie, nie tylko pod względem odległości, ale również kultury i cywilizacji, miejsca. Bo przecież to olbrzymie państwo łączy wyznających szamanizm, przekupujących duchy wódką Buriatów, z zamieszkującymi Dagestan muzułmanami, dalej kultywującymi tradycję porywania swoich przyszłych żon. Łączy milionerów organizujących dla siebie prywatne koncerty Jennifer Lopez, z tymi, którzy dobrowolnie zrzekają się fortuny i wybierają życie w leśnej głuszy bez jakichkolwiek udogodnień i dostępu cywilizacji.

Nie sposób jednak nie zauważyć wyjątkowej, kobiecej perspektywy książki. Barbara Włodarczyk nie potrafi być obojętna, zżywa się ze swoimi rozmówcami, przywiązuje się do nich i siłą rzeczy ocenia z perspektywy kobiety i matki. W książce pęka bariera emocjonalnej neutralności, która w filmie jest znacznie bardziej wyraźna. Dla Żeni autorka rezerwuje wstrząsające przeprosiny i świadectwo pamięci, pamięci o dzielnym, mieszkającym na moskiewskim dworcu chłopcu, którego po latach starała się odszukać, jednak nigdy jej się to nie udało. Tasaka – mordującego imigrantów skinheada, ocenia surowym okiem matki, która nie do końca wierzy, że jej syn ozdabia swój pokój zdjęciem Adolfa Hitlera.

W książce Barbary Włodarczyk nie tylko  nie ma jednej Rosji, ale także nie ma dwóch takich samych osób. Co więcej, każdy z bohaterów jej reportaży wydaje się być wewnętrznie tak samo skomplikowany, jak jego ojczyzna. A czy kultowe już „zapraszamy do nas, Barbaro” nie jest dla milionów Polaków, którzy Rosję poznawali dzięki jej programom, najlepszą próbą zrozumienia i pokochania tej rzeczywistości i, równie tajemniczego, choć bliskiego nam, Rosjanina?

Paweł Łaniewski

___

* ros. Единая Россия – w polskich mediach przyjęty wariant tłumaczenia to również Zjednoczona Rosja bądź Jedyna Rosja

Share on FacebookShare on Twitter+1Pin it on PinterestShare on LinkedInShare on MyspaceSubmit to StumbleUponShare on TumblrShare on WhatsAppDigg ThisAdd to Buffer Share